Wystawa poświęcona Honoratowi Koźmińskiemu

Wystawę poświęconą błogosławionemu Honoratowi Koźmińskiemu otwarto 25 maja w Lubartowskim Ośrodku Kultury. Otwarcie ekspozycji poprzedziły wykłady o Honoracie dla uczniów lubartowskich szkół oraz zaproszonych gości, które wygłosił brat Grzegorz Filipiuk. W spotkaniu uczestniczył burmistrz Janusz Bodziacki.

Brat Grzegorz opowiedział o postaci Honorata Koźmińskiego, który urodził się w Białej, 100 km od Lubartowa (teraz jest to Biała Podlaska).

Miał na imię Wacław, a Honorat to imię zakonne. Pochodził z licznej rodziny. Rodzice byli bardzo religijni. Wacław chodził do kościoła, był ministrantem – mówił brat Grzegorz Filipiuk. – Po gimnazjum (wtedy to szkoła średnia), które skończył w wieku 15 lat, poszedł na studia na Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie na architekturę i budownictwo. Wówczas przyszedł u niego moment buntu. Przeżył głęboki kryzys wiary poprzez swoich kolegów i środowisko, w którym przebywał. Zaczął powoli tracić wiarę. Przestał chodzić do kościoła, a jeśli chodził to tylko po to, aby bluźnić Bogu. Innych namawiał do niewiary.

Kiedy wybuchło powstanie, razem z innymi studentami dostał się do niewoli, do więzienia carskiego w Cytadeli Warszawskiej. Był tam 11 miesięcy. Matka codziennie modliła się o wiarę Wacława, aby się nawrócił. To poskutkowało, bo 15 sierpnia w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny nagle odzyskał wiarę. Chyba Pan Bóg dał mu łaskę. To więzienie było mu potrzebne, gdyż Pan Jezus do niego przyszedł i przemówił, że w jednej chwili się nawrócił. Opowiadał o Panu Bogu, o Trójcy Świętej. Rosjanie do celi dali mu drugiego studenta, żeby z nim rozmawiał, chcieli ich podsłuchiwać. Oni zaczęli rozmawiać o Panu Bogu. Dlatego Wacława wypuszczono z więzienia zamiast zesłać na Syberię czy wysłać na stryczek. Wrócił na studia, ale nie szukał kolegów, którzy go namawiali do porzucenia wiary. Nastąpił ważny etap i Wacław wstąpił do zakonu. Matka nie chciała mu pozwolić na to. Gdy chorowała, to Wacław klęczał wiele godzin przy jej łóżku i prosił o błogosławieństwo i pozwolenie na wstąpienie do zakonu. Zrobił to w jednym celu – aby wynagrodzić Bogu za grzechy. Miał wtedy niespełna 20 lat. Był to Zakon Kapucynów w Lubartowie i otrzymał imię Honorat. Był w nowicjacie, żeby poznać życie zakonne. Nie chciał być księdzem, tylko braciszkiem zakonnym, pracować na zakrystii, otwierać bramę, pracować w ogrodzie. Zakonnicy uznali, że szkoda, aby wykształcony człowiek pełnił takie funkcje. Matka w liście napisała mu, że skoro pozwoliła iść do zakonu, to ma zostać księdzem. Powrót do wiary i nawrócenie prowadzą do odkrycia przez Honorata powołania.

Brat Grzegorz wspominał, że Honorat był pisarzem, zostawił po sobie 60 tysięcy zapisanych stron. Był człowiekiem, który zajmował się spowiednictwem duchowym. Zdarzał się, że ktoś przychodził do spowiedzi i nie żałował za grzechy. Honorat wtedy wychodził z konfesjonału, szedł do klasztoru i biczował się. W ten sposób pokutował za grzesznika. Był też założycielem zgromadzeń, których powstało 29, większość bez habitu. Był pedagogiem, kaznodzieją, opiekunem kółek różańcowych, patriotą. Przygotowywał na śmierć ludzi skazanych, spowiadał ich. Każdą śmierć przeżywał bardzo głęboko. Napisał mnóstwo dzieł, które dotyczyły życia społecznego w XIX wieku. Ponadto Honorat był obrońcą polskości, ponieważ namawiał ludzi, by nie wyjeżdżali zagranicę. W 1988 roku papież Jan Paweł II w 10 rocznicę swojego pontyfikatu ogłosił Honorata świętym.

Na wystawie w galerii LOK można zobaczyć plansze przedstawiające etapy życia Honorata Koźmińskiego, cenne pamiątki po nim – m.in. modlitewnik, pióro, list od matki. Brat Grzegorz opowiedział o nich podczas otwarcia wystawy. W spotkaniu uczestniczył burmistrz Janusz Bodziacki. Wśród gości byli przedstawiciele jednostek miejskich, placówek oświatowych, regionaliści, radni. Wystawę będzie można oglądać do końca września.

 

Data opublikowania: 15:46, 30 maja 2017

Kategorie: Aktualności