Wakacje to taki okres w roku, kiedy chętnie wyjeżdżamy w poszukiwaniu miejsc do odpoczynku. Czasami udaje się nam łączyć przyjemne z pożytecznym i odwiedzimy na przykład rodzinę lub choćby na chwile uda się zahaczyć o miejsce urodzin czy nauki. W przypadku pani Barbary Keyes-Staliszewskiej, przyjazd do Lubartowa wiązał się z wizytą na zupełnie innym kontynencie.
Pani Barbara wychowywała się i mieszkała od wybuchu wojny do matury w Lubartowie na ulicy Krzywe Koło 11. Jej Ojciec był oficerem Wojska Polskiego i gdy wybuchła wojna, przywiózł córkę i syna do swej matki w Lubartowie, a sam pojechał na front. Niestety trafił do niewoli sowieckiej i spotkał go tragiczny los jak wielu polskich oficerów, którzy zginęli w Katyniu. Studia medyczne rozpoczęła w Lublinie, natomiast ostatni rok nauki realizowała już w Warszawie. W 1989 roku wyjechała z wizytą do swego brata mieszkającego w Stanach Zjednoczonych. Jednak na zaproszenie koleżanki wpierw odwiedziła Kanadę i jak sama mówi – tam już pozostała. Z perspektywy kilkudziesięciu lat Lubartów zmienił się nie do poznania. Szczególnie rynek robi wrażenie. Począwszy od Bazyliki św. Anny. Od czasów mojego pobytu zmienił się również bardzo mocno park, jest o wiele bardziej atrakcyjny i zadbany niż za moich czasów – dodaje. W lecie zawsze spacerowaliśmy po parku, w zimie można było pojeździć na łyżwach. Z tego czasu pamiętam tę pochyloną wierzbę, a teraz wierzba pozostała, natomiast sam park mocno wypiękniał. Niestety nie da się nie zauważyć i niezbyt pięknych akcentów w postaci niszczejącego budynku po dawnym przedszkolu i tego niezbyt atrakcyjnego targu. Jak podkreśla – wizyta w Lubartowie to wiele młodzieńczych wspomnień. My mieszkaliśmy na Krzywym Kole, więc do kościoła chodziliśmy do Ojców Kapucynów. Pamiętam wiele spotkań i rozmów między innymi z ojcem Tercjuszem, z przyjemnością wspominam piesze wycieczki z księdzem Zbiciakiem i ojcem Leonem do Nowodworu. Moja córka wychowywała się również w Lubartowie i teraz obie z sympatią wracamy do tego miejsca. Lubartów w ostatnich latach zmienił się bardzo pozytywnie, to naprawdę widać. Jeśli mi tylko czas i zdrowie pozwolą, to do miasta mego dzieciństwa mam nadzieję wracać jak najczęściej.